niedziela, 22 grudnia 2013

Pułapka

Pisane dla mego Ziemniaka, bo Ziemniak tak ma, że kocha romanse, nawet te z przedrostkiem "pseudo" lub po prostu kocha jak się męczę. Zabiję Cię kiedyś mała gnido -.-

Przy okazji życzę wam mało ości w karpiu, więcej szczerego uśmiechu, niż udawanej atmosfery, umiejętności w podejmowaniu właściwych decyzji i spotykania na swojej drodze tylko tych ludzi, których warto spotykać.

Od kilku dni nieustannie padało, woda zalewała ulice, podmywała drzewa i wlewała się za kołnierz, sprawiając, że najodporniejsi lądowali w łóżku z katarem i wysoką gorączką, więc mimo mojego zamiłowania do deszczu i niskich temperatur z utęsknieniem wypatrywałem chociaż przebłysku słońca. Siedząc w pokoju z parującym kubkiem herbaty i książką, zdecydowanie zbyt zawiłą jak na takie wieczory, myślami błądziłem po jaśniejszej przeszłości, gdzie moje nadzieje nie były podszyte nutką autodestrukcji, a oczy były jasne i zachłannie czerpały z piękna świata.
I tego dnia dane mi było zobaczyć ją jeszcze raz.
Stała na klatce schodowej przemoczona do suchej nitki. Ciemne jak noc włosy przyklejone miała do skroni, tusz rozmazany, na ustach uśmiech, który pamiętał lepsze czasy. Ubrana w swój ulubiony, za mały płaszcz i podniszczone buty.
Tak, była piękna. W sytuacji, gdy inni przedstawialiby obraz nędzy, ona sprawiała wrażenie rozkosznie nonszalanckiej. Zmysłowo niedostępnej.
Tylko tyle zdążyłem zaobserwować, bo już w następnej chwili rzuciła mi się na szyję, przylegając do mnie całym ciałem i mocząc wszystko wokół.
Jeśli przemknęło mi przez myśl by podążać za zdrowym rozsądkiem i zatrzasnąć jej drzwi przed nosem, to teraz nie pozostało nic innego jak rozkoszować się jej zapachem. Pachniała lekko jesiennym deszczem, rumiankiem i miętą. Niewinnie. Doskonale zamaskowany grzech.
Błagałem skrycie by dane mi było móc trzymać ją tak w ramionach jeszcze chwile dłużej, ale ona doskonale znając moje myśli, ze śmiechem wyrwała się z mych objęć.
-Rozumiem, że tęskniłeś – powiedziała dźwięcznym głosem, odrzucając włosy opadające jej na twarz.
Westchnąłem ciężko starając się by brzmiało to jak zniecierpliwienie, a nie desperackie próby uspokojenia zbyt szybko bijącego serca.
-Mogłaś uprzedzić, że przyjeżdżasz – skarciłem ją, świadom, że nigdy tego nie robiła, więc próby jakichkolwiek zmian są zbędne i nic nie wnoszące. Widząc jak mnie ignoruje dodałem wściekły – gdzie byś poszła, gdyby mnie nie było?
-Gdzieś – wzruszyła ramionami. Zgrzytnąłem zębami, wiedziałem, że to jej „gdzieś” mieści się pomiędzy łóżkiem jednego nieznanego mężczyzny, a tylnym siedzeniem samochodu drugiego. Jej moralność miała tak wątłą naturę, że wątpiłem by jeszcze potrafiła się przebić do jej zdrowego rozsądku, o który nigdy ją zbytnio nie posądzałem. Zdążyła się już pozbyć przemoczonej koszuli – chcę wziąć kąpiel, zmarzłam.
-Nie możesz całe życie postępować według własnych kaprysów- warknąłem na jej gotowość wpadania w ramiona kolejnych mężczyzn. Nie robiła tego bo pragnęła łatwego życia. Robiła to bo chciała zapomnieć. Chciała móc odejść w każdej chwili bez żalu.
-Nie mogłam spać- wymamrotała, wbijając wzrok w swoje szczupłe dłonie - poddałem się, wiedziałem, ze tak będzie. Już dawno okręciła mnie sobie wokół palca. Byłem tego boleśnie świadom, a co gorsza ona była.
-Przyniosę ręcznik – rzuciłem by zakończyć tą bezsensowną rozmowę. Natychmiast twarz jej pojaśniała, a na usta wstąpił figlarny uśmieszek.
-Nie chcesz iść ze mną?
-Mam kogoś- uciąłem jej dalszy flirt, wykorzystując odpowiedni moment by wypowiedzieć to na głos.
-Gratuluję – uśmiechnęła się szeroko. Zabolało. Jej słowa były szczere. Naprawdę się cieszyła. Nie wiem jakiej reakcji się spodziewałem, dla nas obojga było jasne kto tu jest na straconej pozycji. Ona nie kochała i nie ufała. Ja natomiast po każdym spotkaniu cierpiałem prawdziwe męki, dopóki mój organizm nie pozbył się narkotyku jakim było żywe wspomnienie o niej. Funkcjonowałem tylko dzięki świadomości, ze jestem jej jedyną słabością. Tylko ja łączyłem ją z przeszłością i znałem nim stała się taka... ironiczna i pozbawiona wstydu. Ta wiedza pozwalała mi dalej żyć. Ot ochłapy dla zdychającego psa.
Stałem pod drzwiami łazienki słuchając, jak zanurza się w wannie wypełnioną wodą, zapach płynu dotarł do mnie aż tutaj, podczas gdy drugi raz tego dnia mój rozsądek stoczył zaciętą walkę i poległ. Wślizgnąłem się do środka. Przez obłoki pary przebiła się jej sylwetka. Leżała z zamkniętymi oczami, nucąc coś pod nosem. Woda okrywała jej ciało aż po samą brodę. Usłużnie podkuliła nogi by zrobić mi miejsce. Oparła głowę na kolanach i wlepiła duże, fiołkowe oczy w moją twarz. Zawsze tak robiła, niemalże z czułością wypatrywała nawet najmniejszych zmian, jakby pragnąc utrwalić ten obraz pod powiekami.
Tak wiele pytań chciałem jej zadać, jednakże żadne z nich nie opuściło mych ust, wiedziałem i tak, że zawisnął w tej przestrzeni między nami, a odpowiedzi nie uda mi się uzyskać. Gdzie teraz mieszka? Jak zarabia? Czy jest bezpieczna? Milczenie.
-Więc...jaka ona jest?- zadała pytanie, którego obawiałem się najbardziej. Odwróciłem wzrok, aby zyskać na czasie. To jej wystarczyło. Znała mnie zbyt dobrze. Nabrała gwałtownie powietrza, by następnie spokojnie odpowiedzieć. Zbyt spokojnie. - ona tylko cię wykorzystuje.
-To jest was dwie – skwitowałem cierpko. Zamilkła. Nie zamierzała kłamać, nigdy tego nie robiła. Wyglądała na naburmuszoną, jednak po chwili znów spróbowała protestować. - A więc...- przerwałem jej- zostań ze mną. To rozwiąże wszystkie nasze problemy.
-Jakiś ty naiwny – parsknęła jeszcze bardziej marszcząc brwi – Nie jestem niańką, rób sobie co chcesz. - jej ton był ostry, ale nie pobrzmiewał w nim gniew. Wyszła z wanny ociekając wodą. Uciekała. Znowu. Znaliśmy się na wylot, dobrze wiedziałem, że tak zareaguje na moją propozycję, a mimo to nie potrafiłem się powstrzymać. Za każdym razem próbowałem ją przywiązać do siebie, a ona za każdym razem uciekała.
Stała odwrócona do mnie plecami, dzięki czemu wyraźnie widziałem długą bliznę przecinającą jej plecy od lewej łopatki, aż po dół kręgosłupa. Przesunąłem dłonią po oszpeconym miejscu.
-Jak ty...- przerwałem, zbierając myśli. Nie chciałem by znów zabrzmiało to jak oskarżenie – co mówisz tym wszystkim mężczyznom.
Zapadła cisza tak długa, że straciłem nadzieję na uzyskanie odpowiedzi, więc gdy jej przyciszony głos rozległ się w pomieszczeniu drgnąłem lekko.
-Nic- a podchwyciwszy moje zdumione spojrzenie, dodała – czemu się dziwisz? To faceci na jedną noc. Nie wymagają wyjaśnień.
*
Leżeliśmy obok siebie na wąskim łóżku i nie pozostało mi nic innego, jak wsłuchiwanie się w jej spokojny oddech. Włosy porozrzucała po poduszce. Nakryta kocem pod sam nos, wyglądała jak pięciolatka. Miałem ochotę dotknąć jej jasnego policzka, teraz jeszcze silniej kontrastującego z czernią pościeli. Jej skóra w świetle księżyca byłą mlecznobiała.
Nie ruszyłem się jednak świadom swej roli, którą musiałem odegrać. Ostatecznie, gdy promienie słońca zaczęły rozpraszać ciemność nocy i nastała charakterystyczna szarość poranka poruszyła się niespokojnie, by wziąć kilka głębokich wdechów i wyślizgnąć się z ciepłego łóżka. Wiedziałem, czego ode mnie oczekuje, więc udawałem, że jestem pogrążony we śnie. Nagrodziła mnie muśnięciem warg i na palcach wymknęła się z mieszkania, pozostawiając mnie z kolejnymi pytaniami, mętlikiem w głowie i kłębiącym niepokojem w sercu.

3 komentarze:

  1. Na początku myślałam, że Vinc jest Ziemniakiem, ale przecież ona podziwia egipski śnieg xD
    Widzę pierwoosobówkę. Ładne. Wszystkie zdania się tak ładnie ze sobą łączą, wynika jedno z drugiego. Teach me master, jestem mistrzem chaosu :D
    Smutne to w sumie też. Zaserwowałabyś coś wesołego na święta. Nie żebym narzekała xD

    Meri Kurisumasu~

    OdpowiedzUsuń
  2. Opis dziewczyny był bardzo fajny:) " Pachniała lekko jesiennym deszczem, rumiankiem i miętą." Jak pięknie napisane :3
    No jak tak można wykorzystywać biednego chłopaka? Się jeszcze załamie i co?
    "Włosy porozrzucała po poduszce. Nakryta kocem pod sam nos, wyglądała jak pięciolatka. Miałem ochotę dotknąć jej jasnego policzka, teraz jeszcze silniej kontrastującego z czernią pościeli. Jej skóra w świetle księżyca byłą mlecznobiała."- cuuuudne.
    Tak jak wyżej, wszystko ładnie się łączyło. Podziw jak zawsze:) I jak zwykle szukam błędów, żeby Ci je wytknąć, a tu nic.
    W ogóle się nie starasz. Masakra.
    A jeśli chodzi o życzenia to to o karpiu zamawiam najbardziej, bo już mam skurcz krtani ze strachu xD
    Buziaki
    Van^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, to było... Ładne i takie prawdziwe :O
    Tak, wiem, kolejny konstruktywny komentarz, ale po prostu duże wrażenie na mnie to opowiadanie zrobiło. Taki niby krótki opis ale bardzo klimatyczny.
    I jaram się twoim tłem ^^

    OdpowiedzUsuń