Stał, czując jak ciepła woda spływa z niego
strumieniami. Starał się skupić na cichym szumie prysznica i uspokoić szaleńczo
bijące serce. Na próżno. Ręce mu drżały, gdy starannie mydlił swoje ciało. Nie
chciał przedłużać tej chwili, chociaż lęk skutecznie opóźniał jego ruchy.
Ostatecznie wyszedł spod prysznica.
Przejechał drżącymi rękami po włosach i
wytarł się pośpiesznie. Zarzucił szlafrok na wciąż wilgotne ciało i biorąc
głęboki oddech wyszedł z łazienki. Czuł lekkie mdłości, a jego mózg nie
dopuszczał do siebie myśli o tym, co za chwilę miało się wydarzyć. Jakby w
akcie protestu organizm przestał funkcjonować. Wchodząc do pokoju, starał się
wyglądać na zrelaksowanego i przywołać na ustach lekki uśmiech, w efekcie
zakończony grymasem niepewności.
Przyjrzał się dokładnie chłopakowi, który
siedział rozwalony na jego łóżku. Pozbył się już krawata i koszuli szkolnego
mundurka, więc jego klatka piersiowa skryta była za cienkim materiałem
bokserki. Jasny kolor materiału kontrastował z jego opalonym ciałem i Sanji
poczuł jak na ten widok serce wybija jeszcze szybszy rytm. Zielone włosy miał
zwichrzone, a wąskie usta poruszały się bezgłośnie, jakby szepcząc tekst dobrze
znanej piosenki. Nie sądził, że jego wyznanie zaprowadzi ich obu do sypialni.
Jego sypialni. Zoro w jego łóżku. Splótł palce, aby powstrzymać ich drżenie,
nie chciał wyglądać na zdenerwowanego. Chłopak podniósł na niego swoje czujne,
chłodne oczy i skinął ręką by podszedł bliżej.
Sanji nie wiedział od czego zacząć, więc
zacisnął dłonie na koszulce Zoro i pozwolił rozwiązać sobie pasek szlafroka, by
następnie zsunąć go całkiem z ramion.
Spiął się, gdy ciepłe ręce chłopaka trafiły
na pośladki. Czuł się źle z tym, że tylko on stał nagi i najwyraźniej tylko on
się denerwował. Zoro robił wszystko metodycznie, bez zbędnych ruchów, czy
uczuć.
- Ja... - zaczął, bojąc się przerwać ciszę.
Szarpnął delikatnie za jego koszulkę, którą chłopak zdjął bez zbędnych oporów i
wpatrywał się w niego wyczekująco z irytacją wymalowaną na twarzy. - To mój
pierwszy raz… – wydusił z siebie, czując jak palą go policzki i z fascynacją
przyglądał się bliźnie przecinającej klatkę piersiową chłopaka.
- W porządku – powiedział, jakby nie miało
to żadnego znaczenia. Pchnął go na łóżko, zdecydowanym ruchem przewracając na
brzuch. Blondyn czuł głównie zażenowanie i nie podobało mu się to. Bo czy to
nie powinien być akt wypełniony miłością i poczuciem bezpieczeństwa? A on nie
czuł już nawet strachu tylko wstyd. Ponownie poczuł dłonie na swoich pośladkach
i wzdrygnął się mimowolnie. Zoro zdawał się tego nie zauważać. Precyzyjnie
obślinił palce i bez uprzedzenia wsunął jeden do wnętrza chłopaka. Sanjiemu
zaszkliły się oczy i krzyknął w poduszkę. Poczuł jak usta Zoro muskają jego
ucho, a gorący szept układa się w krótkie polecenie.
- Rozluźnij się – mruknął zielonowłosy. W
jego głosie nie było zniecierpliwienia, był wyzbyty wszystkich uczuć. Sanji
słyszał w nim echo cudzych słów, jakby powtarzał wyuczoną rolę.
- To boli – zaprotestował blondyn, gdy
drugi palec wdarł się do środka. Chłopak westchnął i złapał za jego członka
poruszając w górę i w dół po trzonie.
- Nie będę mógł wejść, jeśli się nie
rozluźnisz – upomniał go.
Sanji zaczynał topnieć pod wpływem jego
dotyku, ale jedyna myśl, która tłukła mu się w głowie sprawiała, że chciał to
wszystko zakończyć. Nie odstraszał go ból, bał się jedynie tego wypranego ze
wszystkich emocji głosu. Tej skrupulatności, w której nie było miejsca na
ciepłe uczucia. I przede wszystkim tego, że usta Zoro były poza jego zasięgiem.
Chłopak najwyraźniej nie potrzebował pocałunków, ani czułych uścisków. Jęknął
cicho, gdy członek Zoro zaczął penetrować jego wnętrze. Poczuł dreszcz
przyjemności, gdy chłopak uderzał w jego wrażliwy punkt. Dłonie Zoro spoczęły
na jego biodrach i wymuszały płynny ruch. Wtulał twarz w poduszkę by stłumić
westchnienia i jęki wydobywające się z jego ust. Wprawiały go w zażenowanie, bo
Zoro... był całkowicie cicho. Sanji nie słyszał przyśpieszonego oddechu, ani
pojedynczego westchnienia. Jakby go tam zupełnie nie było. Blondyn krzyknął
dochodząc, a po chwili jego wnętrze zostało wypełnione spermą chłopaka. Opadł
na łóżko i przymknął powieki, słysząc jak Zoro kładzie się obok. Zapanowała
ciężka, krępująca cisza. Wyczuł papierosowy dym. Czuł na swoim ramieniu
bliskość Roronoy. Pozorną bliskość. Zerknął na niego. Chłopak wpatrywał się w
sufit, wypuszczając dum z płuc i mrużąc oczy. Milczał jak zaklęty, a jego twarz
przybrała codzienną maskę znudzenia. Sanji poczuł jak coś nieprzyjemnie porusza
mu się w żołądku.
Niepewnie wyciągnął ręką i pogładził dużą
bliznę, zdobiącą klatkę piersiową chłopaka. Nie wiedzieć czemu czuł, że za
żadne skarby nie chciał poznać jej historii. Jego palce kreśliły sobie drogę po
wypukłych szwach, by następnie przenieść się na obojczyk, bark, biceps...
piękne i silne mięśnie. Wzdrygnął się, gdy Zoro zerwał się z łóżka.
- Spadam – mruknął, wyrzucając peta za okno
i unikając jego spojrzenia.
- Już? – jęknął, siadając na łóżku i
patrząc jak chłopak wciąga na siebie ubrania. – Może chcesz... Emmm... Jeśli
miałbyś ochotę… – urwał, gdy Zoro szorstko poczochrał go po głowie.
- Musze iść, mały – w jego głosie dało się
słyszeć lekkie rozbawienie. - Trafię do wyjścia – rzucił na odchodnym i
wyszedł, zamykając drzwi do pokoju. Sanji usłyszał jeszcze jego ciężkie kroki
na schodach i ponowne trzaśnięcie drzwiami, po czym w domu zapadła ogłuszająca
cisza. Zwinął się w kłębek, naciągając kołdrę na głowę i pozwolił popłynąć łzom
w nadziei, że oczyszczą go z tego mdlącego uczucia rozczarowania
*
Przez ostatni tydzień Sanji rzucał
ukradkowe spojrzenia Zoro, który wydawał się zupełnie zapomnieć o spędzonym
wspólnie popołudniu. Mijał go na korytarzu bez słowa, a lekcje jak zawsze
spędzał z głową opartą na podręczniku, pogrążony we śnie. Gdy blondyn próbował
nawiązać rozmowę, został perfidnie zignorowany. Poczuł, jak lód pełznie mu po
kończynach, zadrżał czując chłód. Nie spodziewał się gorących pocałunków, ani
kwiatów każdego dnia, Zoro dał to odczuć swoim zachowaniem aż nazbyt dobitnie
podczas ich zbliżenia, jednakże nie myślał, że spotka się z brakiem odzewu na
zwykłe przywitanie.
Wychodząc ze szkoły, masował bolące
skronie. Chciał znaleźć się już w swoim pokoju, nawet jeśli obecnie stanowił on
obiekt wszystkich jego bolesnych wspomnień. Po prostu potrzebował...
odkupienia? Tak się teraz czuł, jakby popełnił błąd. Błąd, którego nie był w
stanie żałować. Nawet jeśli bolało, a dusza cierpiała, on nie mógł myśleć o
niczym innym, jak o tym, że Zoro zgodził się spędzić z nim to jedno popołudnie.
Był żałosny i ta żałość go nawet bawiła, ale spychanie jej na dalszy plan
przynosiło efekty. Nawet jeśli tylko chwilowe.
Poczuł uścisk na dłoni i odwrócił się z
kiełkującą nadzieją.
- Och – szepnął, starając się ukryć zawód.
- Kim ty... - urwał na widok dziewczyny. Teraz ją sobie przypominał.
Ciemnogranatowe włosy, przepraszające, smutne spojrzenie, szczupła, drobna
sylwetka i dumnie wyprostowane plecy. Widywał ją już pod szkołą, zawsze w
towarzystwie Zoro. Początkowo żył w przekonaniu, że to jego dziewczyna.
Pasowali by do siebie idealnie. Ona trochę starsza i atrakcyjna, przyciągała
spojrzenia męskiej części uczniów, ale wydawała się ignorować pełne uwielbienia
spojrzenia rzucane w jej kierunku, wiecznie zapatrzona w Zoro.
- Możemy porozmawiać? - zapytała. Jej głos
był łagodny, ale zdecydowany. Wciąż trzymała go za dłoń, dając jasno do
zrozumienia, że jest zdeterminowana. Sanji skinął niepewnie głową. Nie
rozluźniając uścisku, wyprowadziła go poza teren szkoły i zaciągnęła w cień drzewa.
Nie wiedział czego się spodziewać, łez porzuconej dziewczyny?
Popatrzyła na niego uważnie.
- Wydajesz się być inteligentnym chłopakiem
– stwierdziła przygaszonym głosem, by po chwili ciszy kontynuować. – Muszę ci
powiedzieć, że powinieneś... Musisz przerwać znajomość z Zoro.
- To groźba? - zainteresował się Sanji. Nie
wyglądała jakby mogła wiele zdziałać, gdyby poczuła nagłą chęć rzucenia się na
niego.
- Nie – uśmiechnęła się smutno, kręcą
delikatnie głową. – Ostatecznie decyzja należy do ciebie, ale... On ma w
zwyczaju zaciągać do łóżka różne osoby, a po seksie zupełnie traci nimi
zainteresowanie.
Nieprzyjemny dreszcz znów dał o sobie znać.
- Cóż... Jeśli to coś zmienia, to ja go
zaciągnąłem do łóżka – powiedział, przeciągając sylaby, jakby to miało jakieś
znaczenie.
- Obawiam się, że nic to nie zmienia. On
nie pamięta nawet twojego imienia. Słuchaj, Zoro nie jest złym człowiekiem,
tylko... Lubi się bawić ludźmi. Emocje dla niego nie istnieją.
„Emocje dla niego nie istnieją” - powtórzył
w myślach. Jak to idealnie oddaje jego zachowanie. Zagryzł wargę, czując uścisk
w klatce piersiowej.
- Cudownie – oznajmił, odwracając się na
pięcie i odchodząc z powrotem w kierunku szkolnych murów.
Patrzyła za odchodzącym chłopakiem,
współczując mu z całego serca. Widziała zawód w jego oczach. Doskonale zdawała
sobie sprawę z tego, jak musi się czuć. Brzydziła się kłamstwem, nigdy nie
uważała go jako środka do rozwiązywania problemów i skrzętnie unikała
nieprawdy, ale były sytuacje, które wymagały specjalnego traktowania.
- Zadowolony? - zapytała, nie odrywając
wzroku od bramy za którą zniknął blondyn.
- Tak, dzięki – mruknął Zoro, kładąc jej
rękę na ramieniu. - Tak będzie lepiej dla niego.
- Zoro... Chcesz całe życie uciekać? - Jej
smutne oczy spoczęły na przyjacielu. Musnęła opuszkami palców jego policzek. –
Pozwól by ktoś cię pokochał.
- Nie mam do tego prawa. – Poddał się jej
niewinnej pieszczocie. Lubił jej obecność, była uspokajająca. Jedyna osoba w
życiu, która zawsze wiernie przy nim trwała, nawet za cenę kłamstwa i oziębłości.
- Każdy ma. – Zmarszczyła gniewnie brwi,
ale zmieniła temat, wiedząc, że Zoro nie ma zamiaru kontynuować tematu. –
Wpadniesz do mnie? Chyba gdzieś mam butelkę zachomikowanego rumu. Nie wiem za
co go tak uwielbiasz, ale służę.
- Muszę iść, on dzisiaj wraca. – Zerknął
zaskoczony, jak jej drobne palce wczepiają się w jego koszulę. – Kto by
pomyślał, że będziecie tak do siebie podobni. – Poczochrał jej włosy i
przygarnął do siebie. Nie wiedział, kiedy znów się zobaczą. - Wpadnę kiedyś.
Przyda mi się... Później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz