Tajemnice I


Stał, czując jak ciepła woda spływa z niego strumieniami. Starał się skupić na cichym szumie prysznica i uspokoić szaleńczo bijące serce. Na próżno. Ręce mu drżały, gdy starannie mydlił swoje ciało. Nie chciał przedłużać tej chwili, chociaż lęk skutecznie opóźniał jego ruchy. Ostatecznie wyszedł spod prysznica.

Przejechał drżącymi rękami po włosach i wytarł się pośpiesznie. Zarzucił szlafrok na wciąż wilgotne ciało i biorąc głęboki oddech wyszedł z łazienki. Czuł lekkie mdłości, a jego mózg nie dopuszczał do siebie myśli o tym, co za chwilę miało się wydarzyć. Jakby w akcie protestu organizm przestał funkcjonować. Wchodząc do pokoju, starał się wyglądać na zrelaksowanego i przywołać na ustach lekki uśmiech, w efekcie zakończony grymasem niepewności.

Przyjrzał się dokładnie chłopakowi, który siedział rozwalony na jego łóżku. Pozbył się już krawata i koszuli szkolnego mundurka, więc jego klatka piersiowa skryta była za cienkim materiałem bokserki. Jasny kolor materiału kontrastował z jego opalonym ciałem i Sanji poczuł jak na ten widok serce wybija jeszcze szybszy rytm. Zielone włosy miał zwichrzone, a wąskie usta poruszały się bezgłośnie, jakby szepcząc tekst dobrze znanej piosenki. Nie sądził, że jego wyznanie zaprowadzi ich obu do sypialni. Jego sypialni. Zoro w jego łóżku. Splótł palce, aby powstrzymać ich drżenie, nie chciał wyglądać na zdenerwowanego. Chłopak podniósł na niego swoje czujne, chłodne oczy i skinął ręką by podszedł bliżej.

Sanji nie wiedział od czego zacząć, więc zacisnął dłonie na koszulce Zoro i pozwolił rozwiązać sobie pasek szlafroka, by następnie zsunąć go całkiem z ramion.

Spiął się, gdy ciepłe ręce chłopaka trafiły na pośladki. Czuł się źle z tym, że tylko on stał nagi i najwyraźniej tylko on się denerwował. Zoro robił wszystko metodycznie, bez zbędnych ruchów, czy uczuć.

- Ja... - zaczął, bojąc się przerwać ciszę. Szarpnął delikatnie za jego koszulkę, którą chłopak zdjął bez zbędnych oporów i wpatrywał się w niego wyczekująco z irytacją wymalowaną na twarzy. - To mój pierwszy raz… – wydusił z siebie, czując jak palą go policzki i z fascynacją przyglądał się bliźnie przecinającej klatkę piersiową chłopaka.

- W porządku – powiedział, jakby nie miało to żadnego znaczenia. Pchnął go na łóżko, zdecydowanym ruchem przewracając na brzuch. Blondyn czuł głównie zażenowanie i nie podobało mu się to. Bo czy to nie powinien być akt wypełniony miłością i poczuciem bezpieczeństwa? A on nie czuł już nawet strachu tylko wstyd. Ponownie poczuł dłonie na swoich pośladkach i wzdrygnął się mimowolnie. Zoro zdawał się tego nie zauważać. Precyzyjnie obślinił palce i bez uprzedzenia wsunął jeden do wnętrza chłopaka. Sanjiemu zaszkliły się oczy i krzyknął w poduszkę. Poczuł jak usta Zoro muskają jego ucho, a gorący szept układa się w krótkie polecenie.

- Rozluźnij się – mruknął zielonowłosy. W jego głosie nie było zniecierpliwienia, był wyzbyty wszystkich uczuć. Sanji słyszał w nim echo cudzych słów, jakby powtarzał wyuczoną rolę.

- To boli – zaprotestował blondyn, gdy drugi palec wdarł się do środka. Chłopak westchnął i złapał za jego członka poruszając w górę i w dół po trzonie.

- Nie będę mógł wejść, jeśli się nie rozluźnisz – upomniał go.

Sanji zaczynał topnieć pod wpływem jego dotyku, ale jedyna myśl, która tłukła mu się w głowie sprawiała, że chciał to wszystko zakończyć. Nie odstraszał go ból, bał się jedynie tego wypranego ze wszystkich emocji głosu. Tej skrupulatności, w której nie było miejsca na ciepłe uczucia. I przede wszystkim tego, że usta Zoro były poza jego zasięgiem. Chłopak najwyraźniej nie potrzebował pocałunków, ani czułych uścisków. Jęknął cicho, gdy członek Zoro zaczął penetrować jego wnętrze. Poczuł dreszcz przyjemności, gdy chłopak uderzał w jego wrażliwy punkt. Dłonie Zoro spoczęły na jego biodrach i wymuszały płynny ruch. Wtulał twarz w poduszkę by stłumić westchnienia i jęki wydobywające się z jego ust. Wprawiały go w zażenowanie, bo Zoro... był całkowicie cicho. Sanji nie słyszał przyśpieszonego oddechu, ani pojedynczego westchnienia. Jakby go tam zupełnie nie było. Blondyn krzyknął dochodząc, a po chwili jego wnętrze zostało wypełnione spermą chłopaka. Opadł na łóżko i przymknął powieki, słysząc jak Zoro kładzie się obok. Zapanowała ciężka, krępująca cisza. Wyczuł papierosowy dym. Czuł na swoim ramieniu bliskość Roronoy. Pozorną bliskość. Zerknął na niego. Chłopak wpatrywał się w sufit, wypuszczając dum z płuc i mrużąc oczy. Milczał jak zaklęty, a jego twarz przybrała codzienną maskę znudzenia. Sanji poczuł jak coś nieprzyjemnie porusza mu się w żołądku.

Niepewnie wyciągnął ręką i pogładził dużą bliznę, zdobiącą klatkę piersiową chłopaka. Nie wiedzieć czemu czuł, że za żadne skarby nie chciał poznać jej historii. Jego palce kreśliły sobie drogę po wypukłych szwach, by następnie przenieść się na obojczyk, bark, biceps... piękne i silne mięśnie. Wzdrygnął się, gdy Zoro zerwał się z łóżka.

- Spadam – mruknął, wyrzucając peta za okno i unikając jego spojrzenia.

- Już? – jęknął, siadając na łóżku i patrząc jak chłopak wciąga na siebie ubrania. – Może chcesz... Emmm... Jeśli miałbyś ochotę… – urwał, gdy Zoro szorstko poczochrał go po głowie.

- Musze iść, mały – w jego głosie dało się słyszeć lekkie rozbawienie. - Trafię do wyjścia – rzucił na odchodnym i wyszedł, zamykając drzwi do pokoju. Sanji usłyszał jeszcze jego ciężkie kroki na schodach i ponowne trzaśnięcie drzwiami, po czym w domu zapadła ogłuszająca cisza. Zwinął się w kłębek, naciągając kołdrę na głowę i pozwolił popłynąć łzom w nadziei, że oczyszczą go z tego mdlącego uczucia rozczarowania

 

*

 

Przez ostatni tydzień Sanji rzucał ukradkowe spojrzenia Zoro, który wydawał się zupełnie zapomnieć o spędzonym wspólnie popołudniu. Mijał go na korytarzu bez słowa, a lekcje jak zawsze spędzał z głową opartą na podręczniku, pogrążony we śnie. Gdy blondyn próbował nawiązać rozmowę, został perfidnie zignorowany. Poczuł, jak lód pełznie mu po kończynach, zadrżał czując chłód. Nie spodziewał się gorących pocałunków, ani kwiatów każdego dnia, Zoro dał to odczuć swoim zachowaniem aż nazbyt dobitnie podczas ich zbliżenia, jednakże nie myślał, że spotka się z brakiem odzewu na zwykłe przywitanie.

Wychodząc ze szkoły, masował bolące skronie. Chciał znaleźć się już w swoim pokoju, nawet jeśli obecnie stanowił on obiekt wszystkich jego bolesnych wspomnień. Po prostu potrzebował... odkupienia? Tak się teraz czuł, jakby popełnił błąd. Błąd, którego nie był w stanie żałować. Nawet jeśli bolało, a dusza cierpiała, on nie mógł myśleć o niczym innym, jak o tym, że Zoro zgodził się spędzić z nim to jedno popołudnie. Był żałosny i ta żałość go nawet bawiła, ale spychanie jej na dalszy plan przynosiło efekty. Nawet jeśli tylko chwilowe.

Poczuł uścisk na dłoni i odwrócił się z kiełkującą nadzieją.

- Och – szepnął, starając się ukryć zawód. - Kim ty... - urwał na widok dziewczyny. Teraz ją sobie przypominał. Ciemnogranatowe włosy, przepraszające, smutne spojrzenie, szczupła, drobna sylwetka i dumnie wyprostowane plecy. Widywał ją już pod szkołą, zawsze w towarzystwie Zoro. Początkowo żył w przekonaniu, że to jego dziewczyna. Pasowali by do siebie idealnie. Ona trochę starsza i atrakcyjna, przyciągała spojrzenia męskiej części uczniów, ale wydawała się ignorować pełne uwielbienia spojrzenia rzucane w jej kierunku, wiecznie zapatrzona w Zoro.

- Możemy porozmawiać? - zapytała. Jej głos był łagodny, ale zdecydowany. Wciąż trzymała go za dłoń, dając jasno do zrozumienia, że jest zdeterminowana. Sanji skinął niepewnie głową. Nie rozluźniając uścisku, wyprowadziła go poza teren szkoły i zaciągnęła w cień drzewa. Nie wiedział czego się spodziewać, łez porzuconej dziewczyny?

Popatrzyła na niego uważnie.

- Wydajesz się być inteligentnym chłopakiem – stwierdziła przygaszonym głosem, by po chwili ciszy kontynuować. – Muszę ci powiedzieć, że powinieneś... Musisz przerwać znajomość z Zoro.

- To groźba? - zainteresował się Sanji. Nie wyglądała jakby mogła wiele zdziałać, gdyby poczuła nagłą chęć rzucenia się na niego.

- Nie – uśmiechnęła się smutno, kręcą delikatnie głową. – Ostatecznie decyzja należy do ciebie, ale... On ma w zwyczaju zaciągać do łóżka różne osoby, a po seksie zupełnie traci nimi zainteresowanie.

Nieprzyjemny dreszcz znów dał o sobie znać.

- Cóż... Jeśli to coś zmienia, to ja go zaciągnąłem do łóżka – powiedział, przeciągając sylaby, jakby to miało jakieś znaczenie.

- Obawiam się, że nic to nie zmienia. On nie pamięta nawet twojego imienia. Słuchaj, Zoro nie jest złym człowiekiem, tylko... Lubi się bawić ludźmi. Emocje dla niego nie istnieją.

„Emocje dla niego nie istnieją” - powtórzył w myślach. Jak to idealnie oddaje jego zachowanie. Zagryzł wargę, czując uścisk w klatce piersiowej.

- Cudownie – oznajmił, odwracając się na pięcie i odchodząc z powrotem w kierunku szkolnych murów.

Patrzyła za odchodzącym chłopakiem, współczując mu z całego serca. Widziała zawód w jego oczach. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak musi się czuć. Brzydziła się kłamstwem, nigdy nie uważała go jako środka do rozwiązywania problemów i skrzętnie unikała nieprawdy, ale były sytuacje, które wymagały specjalnego traktowania.

- Zadowolony? - zapytała, nie odrywając wzroku od bramy za którą zniknął blondyn.

- Tak, dzięki – mruknął Zoro, kładąc jej rękę na ramieniu. - Tak będzie lepiej dla niego.

- Zoro... Chcesz całe życie uciekać? - Jej smutne oczy spoczęły na przyjacielu. Musnęła opuszkami palców jego policzek. – Pozwól by ktoś cię pokochał.

- Nie mam do tego prawa. – Poddał się jej niewinnej pieszczocie. Lubił jej obecność, była uspokajająca. Jedyna osoba w życiu, która zawsze wiernie przy nim trwała, nawet za cenę kłamstwa i oziębłości.

- Każdy ma. – Zmarszczyła gniewnie brwi, ale zmieniła temat, wiedząc, że Zoro nie ma zamiaru kontynuować tematu. – Wpadniesz do mnie? Chyba gdzieś mam butelkę zachomikowanego rumu. Nie wiem za co go tak uwielbiasz, ale służę.

- Muszę iść, on dzisiaj wraca. – Zerknął zaskoczony, jak jej drobne palce wczepiają się w jego koszulę. – Kto by pomyślał, że będziecie tak do siebie podobni. – Poczochrał jej włosy i przygarnął do siebie. Nie wiedział, kiedy znów się zobaczą. - Wpadnę kiedyś. Przyda mi się... Później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz